Sukcesja to temat, który wywołuje skurcz żołądka u niejednego właściciela firmy. I nic dziwnego, bo jak przekazać coś, co budowało się przez pół życia, nie ryzykując, że zniknie to szybciej niż pudełko ptasiego mleczka w przerwie zarządu?
„Ojciec wie najlepiej”? Niekoniecznie
Polskie firmy rodzinne mają jedną wspólną cechę – są prowadzone przez silne osobowości. Ojciec-założyciel, matka-księgowa, dzieci na dorobku (zwykle w firmie, ale czasem na emigracji). Problem pojawia się wtedy, gdy senior zaczyna się zastanawiać, co dalej. I to nie jest pytanie w stylu: Zrobimy jeszcze jeden oddział czy nie? To pytanie egzystencjalne: Co będzie z firmą, gdy mnie zabraknie? Kto to pociągnie? Czy nie zmarnują?
Tu kończą się rozmowy o fakturach, a zaczynają o wartościach, zaufaniu i... testamencie.
Nie zapominajmy też o emocjach – czasem sukcesor od lat czeka na „swój moment”, a senior wciąż kurczowo trzyma stery. Wtedy firmowe napięcia przypominają rodzinny obiad z teściami – niby wszyscy się uśmiechają, ale każdy myśli swoje.
Czasem dzieci chcą iść swoją drogą, a firma rodzinna staje się dla nich kulą u nogi, nie wyborem. Wtedy najtrudniejszą decyzją nie jest to, komu przekazać firmę, ale… czy w ogóle warto ją przekazywać. I komu.
Nie testament a strategia
Wielu przedsiębiorców myśli, że sukcesję da się załatwić testamentem. I owszem, można. Tak jak można naprawiać zegarek młotkiem. Ale po co? Sukcesja to nie jednorazowy gest. To proces, który zaczyna się od trudnych rozmów, przez mądre planowanie, aż po formalne decyzje. W skrócie – trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny, ale też komu przekazać mikrofon.
Warto przy tym pamiętać, że sukcesja to nie tylko „kto po mnie”, ale też „na jakich zasadach”. Niekiedy przekazanie firmy jednemu dziecku oznacza konieczność wyrównania majątku wobec pozostałych. A jak wiadomo, pieniądze i sentymenty to mieszanka wybuchowa.
A przecież chodzi o to, by zamiast rodzinnych wojen i sądowych batalii zostawić po sobie porządek. Może nie idealny, ale wystarczająco jasny, by nikt nie musiał szukać rozwiązań w chaosie.
Fundacja rodzinna – elegancka odpowiedź na rodzinny chaos
Tu na scenę wchodzi nowa gwiazda polskiego prawa – fundacja rodzinna. Weszła do gry w 2023 r. i już zdobywa fanów. Dlaczego? Bo pozwala ułożyć wszystko tak, żeby firma nie rozpadła się po śmierci właściciela, a jednocześnie żeby dzieci (nawet te, które nigdy nie przeszły obok hali produkcyjnej) mogły czerpać z niej korzyści.
Jak to działa?
W skrócie:
- Zakładasz fundację, przekazujesz do niej majątek (np. udziały w firmie).
- Fundacja działa według statutu, który sam piszesz.
- Określasz, kto dostaje wypłaty, kto ma głos, kto tylko siedzi cicho i korzysta.
- Firma nadal działa, zarządza nią np. zespół profesjonalistów, a rodzina ma zabezpieczenie finansowe.
- Brzmi jak marzenie? Tak. Ale pod warunkiem, że zrobisz to z głową i zawczasu.
Co ważne, fundacja nie musi od razu oznaczać przekazania całej władzy. Można ją potraktować jako wehikuł przejściowy – stopniowo wdrażać zasady, budować zaufanie i testować, jak rodzina radzi sobie z nowymi rolami. Czasem to najlepszy poligon doświadczalny. Dzięki fundacji da się oddzielić zarząd...